No właśnie, ufff. Dzisiejszy dzień jest jednym z takich, których zdecydowanym highlightem jest fakt, że niebawem się skończy...
Praca w ilościach zdecydowanie przekraczających założenia, 1
małolat przeziębiony - ergo - przyklejony do mnie, drugi małolat
przeżywa właśnie fazę "jestem już duży i nie potrzebuję
popołudniowej drzemki", w efekcie czego zachowuje się tak, że
człowiek zadawaje sobie pytania egzystencjalne wiadomej
treści...
A do tego przedświąteczne przygotowania sięgają powoli zenitu,
prezenty jeszcze nieskompletowane, w głowie kłębią się
niezrealizowane pomysły na świąteczne dekoracje itd itd itd.
Ja zaś, na przekór temu wszystkiemu, postanowiłam zatrzymać
mój świat na kilka sekund i zafundować sobie luksus napisania paru
zdań. I jeszcze bardziej na przekór temu dzisiejszemu zawrotowi
głowy postanowiłam, że znajdę w tym dniu coś bardziej
pozytywnego niż to, że właśnie dobiega on końca. I znalazłam!
Otóż dziś udało mi się wyjść z siebie i stanąć obok!
Nie nie, jeszcze nie zwariowałam. Mnie po prostu udało się
popatrzyć na siebie i moje dzisiejsze poczynania z dystansem i
świadomie powiedzieć sobie "dość na dzisiaj". Na ogół
mi się to nie zdarza, bo jako pasjonatka Project Managementu w pracy
i w domu, nie praktykuję odkładania na potem. Ale dziś udało mi
się wprowadzić w czyn latynoskie mañana! I to w pełnym
kontekście. Bo mañana to nie tylko zwyczajne jutro.
Mañana to jutro, potem, wolniej,
zdążysz, carpe diem, popatrz wokół i uśmiechnij
się i wreszcie jutro też jest dzień!
Do kolejnego spotkania!
Hasta mañana!
Wasza Ola
P.S
Jeszcze na okrasę kolejny wynalazek koniugacyjny Benia:
Mamo, widziałaś? To auto jechało baaaardzo szybko! O,
zobacz, tam jechają jeszcze dwa inne auta! :))
O.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz