Organ nieużywany zanika,
mawiała moja polonistka, przekonując nas do częstszych wypowiedzi
ustnych. W obawie przed zanikiem części mojego mózgu
odpowiedzialnej za, w miarę składne, pisanie w języku ojczystym,
postanowiłam wprowadzić w życie ideę od dawna pałętającą się
na liście moich ToDo's. A oto i ona: Mój blog i ja.
Ponieważ jest to mój
pierwszy post, wybaczcie mi proszę, że będzie on nieco dłuższy
niż zapewne nakazują zasady blogowego savoir vivre.
Chociaż, w zasadzie to
może zamiast wybaczać przyzwyczajcie się do dłuższego czytania,
bo ja lubię po prostu lubię pisać! Lubię słowa. Lubię je czytać
i zapisywać, lubię się nimi bawić. Lubię to, że choć każde
słowo jest w gruncie rzeczy czymś bardzo konkretnym, to razem
tworzą zaskakujące pejzaże i mezaliansy tak ciekawe, że grzechem
byłoby ich nie zapisać.
Odkąd pamiętam zawsze mam
coś do zanotowania: rzeczy, które mnie zachwycą, zezłoszczą,
rozśmieszą, zmuszą do refleksji, komentarza na facebooku, etc. No
ale ileż można mieć karteluszek, zabazgranych serwetek, papierków
od gum, notatników, przypomnień w komórce czy folderów w
laptopie?
Możliwości,
jakie daje blog spadły mi jak z nieba. Miejsca do pisania jest dużo,
cierpliwość arkuszy elektronicznych praktycznie nieograniczona, a w
dodatku można tymi swoimi fascynacjami dzielić się z innymi!
Toteż decyzja zapadła,
przeprowadzka nastąpiła, a ja z dniem dzisiejszym dołączam do
grona bloggerek! Ku pochwale słowa pisanego. I ku pochwale kultury
chilijskiej. I polskiej. I niemieckiej. I nade wszystko ku pochwale
tych wszystkich drobnostek i niedoskonałości, dzięki którym
szaro-bura rzeczywistość nabiera zapierających dech w piersiach
odcieni ciepłego szczęścia...
Dobrej nocy
Ola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz