Szczęścio-terapia powstała w 2011r., który okazał się moim prywatnym trzęsieniem ziemi:
- Moja poważna operacja i dłuuuuga rehabilitacja.
- Wielki zawód, który zdruzgotał nasz świat w sensie materialnym i duchowym.
- Nasilające się bardzo dziwne zachowania Benia – naszego starszego syna [uszkodzenie mózgu na skutek choroby wirusowej, autyzm, lekoodporna epilepsja].
- Narodziny Marcela – naszego drugiego syna w samo południe w Wigilię [zdecydowanie najjaśniejszy moment w 2011r.].
W związku z całą tą mieszanką duża część roku 2011 upłynęła pod znakiem płaczu, złości, braku snu, myślenia, dzielenia włosa na czworo, obwiniania siebie i innych, poczucia krzywdy i niesprawiedliwości.
I tak, wśród codziennych pretensji do całego świata, dobrnęłam gdzieś w drugiej połowie roku 2012 do momentu, w którym już nie bardzo mogłam płakać.
Powoli, bardzo powoli, na przestrzeni mijających miesięcy zaczęło do mnie docierać [i nadal dociera!], że wszystko to, co się wydarzyło jest częścią mojego życia, de facto to jest właśnie moje życie.
Nie mogę się zatrzymać i przezimować, czekając na coś lepszego i bardziej zgodnego z moimi wyobrażeniami. Nie tylko dlatego, że czekanie jest nudne, a ja do osób cierpliwych zdecydowanie nie należę. Raczej dlatego, że życie ma gdzieś moje pretensje. Toczy się niezależnie od moich nastrojów i życzeń, zostawiając mnie razem z moimi pretensjami w tyle.
A bycie w tyle z reguły mi nie odpowiada, wiec wybrałam bycie „on board”. Razem z całym bagażem dodatkowym.
Czasem jest fajnie, pozytywnie i z górki.
Czasem się czuję jakbym toczyła pod górę wypchany kamieniami wóz. Jest tak ciężko, że mam ochotę puścić. I czasem mam wrażenie, że puszczam. Ale jakoś zawsze znajdzie się ktoś albo coś, dzięki czemu znowu zaczynam iść do przodu.
I o tym jest ten blog.
Ola
Witam, proszę o kontakt, gdyż nie znalazłam tu Pani adresu :) namelmacu@gmail.com
OdpowiedzUsuńGdzieś tam natknęłam się na twoje komentarze i pomyślałam, że fajna babka! Czytam i okazuje się, że się nie myliłam. Mój blog powstał z dokładnie takiej samej potrzeby jak twoja! Pozdrawiam i czytać będę!
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki, miło mi bardzo, zaraz się wybieram z rewizytą :)
UsuńCieszę się, że do Ciebie trafiłam :) Celebrować piękno codzienności to nie lada sztuka, może właśnie dlatego opanowują ją główni ci, którzy dostali od życia po tyłku...
OdpowiedzUsuń:)) Cieszę się, że wpadłaś. z tym opanowaniem tej sztuki to u mnie jeszcze tak nie do końca się udało, ale staram się, staram usilnie:))
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń