Od kilku tygodni jestem kreatywna na
zamówienie, czyli innymi słowy mam deadline i tworzę teksty dla
klientów. A wszystko niestety w szaleńczym wręcz tempie, na łeb,
na szyję, na nogi i na wszystko inne. Moja wena twórcza powoli się
na mnie obraża i ma już zdecydowanie powyżej uszu bycia na każde
moje zawołanie... No cóż, może potowarzyszy mi jeszcze przez
kilka dni (i nocy)...
Tyle się ostatnio natworzyłam, że na
moje własne teksty (czyt. blogowanie itepe) kompletnie brak mi czasu
i nawet troszkę ochoty (ileż więcej można ślęczeć przed
laptopem, jeżeli nawet się z nim sypia...). A pisać byłoby o
czym, bo mimo zawodowego kołowrotka, nagromadziło mi się ostatnimi
czasy trochę wyzwalaczy szczęścia, o których chciałabym
wspomnieć. Ale na to potrzebuję kilku spokojnych chwil i światła
dziennego na pstrykniecie dowodów rzeczowych. Dziś więc tylko
zapowiedź.
Deadline mam w poniedziałek, więc od
wtorku wracam do Szczęścioterapii:)
Ola
To ja czekam w takim razie z niecierpliwością!!!
OdpowiedzUsuńi ja, i ja!!!!!
OdpowiedzUsuń