moją mocną stroną zdecydowanie nie jest.
Pieczenie…
jest tym co tygrysy lubią najbardziej.
Dlatego dziś będzie o wyzwalaczu szczęścia znanego w moim domu pod nazwą Pie de limon.
Pie de limon to, obok ciasta o okropnej moim zdaniem nazwie: Brazo de reina (Ramię królowej!!!), jedno z najpopularniejszych i moim zdaniem najsmaczniejszych ciast chilijskich. Każda rodzina ma wprawdzie własne warianty (np. dodanie do masy cytrynowej karmelu przygotowanego z gotowanego mleka skondensowanego), ale ich wspólnym mianownikiem jest słodko – kwaśna pokusa, której naprawdę nie sposób się oprzeć.
Ale do rzeczy.
Proces pieczenia rozpoczynamy od zorganizowania sobie pilnego czeladnika, którym u nas w domu zostaje na ogół bardzo chętny do pomocy Benio. Czeladnikowi zlecamy wyciśnięcie soku z cytryn:
Następnie przygotowujemy podstawę naszego Pie, dziurkujemy widelcem (uważamy, żeby efektem pracy rozentuzjazmowanego czeladnika były dziurki w cieście, a nie resztki ciasta w dziurach):
Przygotowujemy masę cytrynową i wylewamy ją na podpieczoną wcześniej bazę (tu zaleca się uprzednie usunięcie z kuchni czeladnika, bo przekonałam się, że komunikat o treści: „nie dotykaj, masa jest jeszcze gorąca” jest przez czeladnika interpretowany jako: „włóż palec w sam środek gorącej masy z premedytacją patrząc w oczy swojej mamie”):
Całość przykrywamy kołderką bezową i gotowe. Efekt końcowy:
Moja fotka nie oddaje oczywiście jak pyszne jest to ciasto, ale możecie mi wierzyć, że znika praktycznie w ciągu jednego posiedzenia kawowo – herbaciano – ciastowego. Poniżej zdecydowanie bardziej zachęcająca internetowa inspiracja:
Następnym razem przybliżę Wam narodowy sport chilijski, który z faktycznym sportem nie ma absolutnie nic wspólnego :)
Dobranoc,
Ola
Uśmiecham się jak czytam. Chętnie zaglądam do ciebie. Sama nie mam dzieci...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Cieszę się, że Ci się podoba:) Też Cię pozdrawiam! O.
UsuńTaak, zdecydowanie czeladnik jest potrzebny:-)Piekłam kiedyś podobne z malinami i wiem, że jest czasochłonne. Muszę koniecznie wypróbować Twoją wersję!!
OdpowiedzUsuńmniam :D
OdpowiedzUsuńWygląda cudownie, sama skuszę się! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
wygląda przepysznie:))) chętnie bym spróbowała!a czeladnik super słodki, muuuusi być asystent przy tak odpowiedzialnym zadaniu:)dawaj więcej tych chilijskich specjałów, ja do tej pory pamiętam rissotto Twojego męża!!!
OdpowiedzUsuń