Dlaczego mając tak wiele, człowiekowi (czyt. Oli) nadal łatwiej dostrzegać niepowodzenia, a szczęście świadomie trzeba sobie uzmysławiać i nader aktywnie uświadamiać bawiąc się w 100 happy days i tym podobne???
Ano dlatego, że człowiek ów (czyt. Ola) jest z natury czarnowidzem, który dawno temu stwierdził, że to czarnowidztwo jest be i trzebaby zmienić kurs. To stwierdziwszy rzeczony człowiek rozpoczął szaleńczą walkę przeciw swej naturze, przyzwyczajeniom, tendencjom i wychowaniu i każdego dnia od dawien dawna mozolnie walczy i walczy i walczy…
Walczy, bo czarnowidztwo łatwo nie daje za wygraną i trzyma się człowieka walczącego jak tonący brzytwy. Ale człowiek walczący jest na szczęście bardzo uparty i bardzo pragmatyczny. Człowiek walczący trenuje* bycie szczęśliwym i każdego dania stara się zauważyć, albo stworzyć, albo sprawić, albo powiedzieć coś dobrego.
A jak mu się uda, to sobie to właśnie dokumentuje** na swoim blogu.
A gdy czarna natura raz po raz uskutecznia „come back”, człowiek czyta sobie własne blogowe gryzmoły i nagle zaczyna się uśmiechać, czasem nawet śmiać na głos i w duchu dziękuje z całych sił za to, co ma.
Na przykład za to:
Noc. Ciemno. Cicho. Nagle z całej siły obejmują mnie maleńkie rączki.
[Marcel]: Mama, Malciel kocha mama.
[...]
*Niemieckie przysłowie mówi: „Übung macht den Meister“. Pragmatyczny człowiek walczący stwierdził, że jak będzie długo i wytrwale ćwiczył, to w końcu kiedyś zdobędzie mistrzostwo.
**Dokumentuje, bo czasem - paradoksalnie - zapomina, że najbardziej uszczęśliwiają błahostki, które to właśnie z racji bycia błahostkami umysł jakimś dziwnym trafem wymazuje z pamięci...