Po ponad miesiącu w PL jesteśmy od przedwczoraj w Berlinie.
Dzień powrotu – typowy, czyli do granicy smutno, bo znowu
wyjeżdżam z Polski. W momencie, gdy za oknami Berlin – Warszawa
Express pojawia się Odra, a wraz z nią granica, głupie łzy
jak zwykle zamazują pole widzenia.
Na szczęście na krótko, bo we Frankfurcie już zaczynam się
cieszyć na powrót do domu i naszej berlińskiej multi-kulti
codzienności :)
Pierwszy dzień po powrocie upłynął równie typowo na
doprowadzaniu lodowatego domu do stanu używalności i zakupach, na
których to mój niezawodny mąż wypatrzył uwielbiane przeze mnie alcachofas,
czyli karczochy i to w ofercie specjalnej.
Okropna polska nazwa tego warzywa nie zachęca
(a przynajmniej nie w moich regionach) do jego spożywania, a szkoda,
bo alcachofa
(pozostanę jednak przy chilijskim wariancie) jest nie tylko smaczną,
ale też zdrową przystawką: obniża
poziom cholesterolu i ma
silne działanie przeciwutleniające więc wpływa na poprawę
cery!
W naszym polsko – chilijskim domu alcachofas
są lubianym dodatkiem. Gdy nie uda nam się dostać świeżych,
kupujemy w puszce i dodajemy do sałatek lub nadziewamy jakąś fajną
pastą twarogową i gotowe! Mniam!
Dziś, jako, że udało się dostać świeże, przygotowaliśmy wersję tradycyjną.
Najpierw gotujemy alcachofas w osolonej wodzie:
Następnie odcedzamy, zalewamy na kilka sekund
zimną wodą i odstawiamy (koniecznie „głową na dół”) do
obcieknięcia:
W międzyczasie, przygotowujemy sosik: olej z
pestek winogron, sól, cytryna i balsamico:
I gotowe:
Odrywamy listek po listku wysysając
z nich miąższ i tak dochodzimy do najsmaczniejszej części
środkowej. Odrywamy włoski (niektórzy to pomijają) i
finał! Jedyną wadą alcachofas jest to, że tak szybko się kończą!
Mniam mniam, samcznego!
O.
Ciekawe, muszę wypróbować. Do tej pory omijałam to warzywo. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPuuuuuuucha! I love Alcachofa!!! It was my favorite food in Chile!!! But I do find it hard to find those nice big ones here... Let's make some together next time I come to Berlin ;c) (hopefully soon!!!)
OdpowiedzUsuń