środa, 18 grudnia 2013

O znienawidzonej trójjęzyczności

Miało być dzisiaj o świętach i dekoracjach, a będzie wołanie o pomoc i post o problemach.

Problemach z trójjęzycznością.

Już od dawna zamierzam o tym napisać, ale brak czasu i niepewność, czy naprawdę chcę o tym pisać, skutecznie mnie powstrzymywały.

Moje dzieci wychowywane są trójjęzycznie.
Ja mówię z nimi po polsku.
Mąż po hiszpańsku.
Mieszkamy w Niemczech i poza domem są w środowisku niemieckojęzycznym.

Większość (choć wcale nie miażdżąca większość) osób, z którymi się stykam, odbiera tę sytuacje jako coś wspaniałego, prezent od losu - bo dzieci w zupełnie naturalny sposób uczą się „na raz” aż trzech języków.

Sama też tak to widziałam. Ostatnio mam jednak spore wątpliwości. Zanim opowiem dlaczego, oto kilka faktów o bohaterze dzisiejszego wpisu - Benku.

Wiek: 5 lat 1 miesiąc.
Sympatyczny nerwus, niesłychanie komunikatywny introwertyk (! Wiem sprzeczność, ale tak jest), miłośnik puzzli, insektów i piłki nożnej.

Znajomość j. polskiego: doskonała, szeroki zasób słownictwa, jak na moje oko lekko wykraczająca ponad przeciętną. Zero problemów z odmianą czasowników, deklinacją, tworzeniem liczby mnogiej. Zna wszystkie litery, dużo sylab, potrafi przeczytać proste wyrazy, dodaje w zakresie „do 10u”.

Znajomość j. hiszpańskiego – jak wyżej.

Znajomość j. niemieckiego – dużo słabsza. Polski i hiszp. zdecydowanie dominują. Benio jest komunikatywny, po niemiecku dogaduje się bez problemu, ale jest to nadal niemiecki typu Kali jeść, Kali pić. Zasób słownictwa ma znacznie bardziej ograniczony. Budowanie l.mn. jest nadal problematyczne, w formach czasownikowych stosuje kalki z polskiego lub hiszpańskiego. Jednocześnie praktycznie z dnia na dzień robi postępy i „przynosi do domu” coraz to nowe słowa, wyrażenia i konstrukcje.

Dodatkowo: Bardzo duży problem z koncentracją (być może w następstwie przebytej w dzieciństwie choroby), wyraźna nadpobudliwość ruchowa (wskazania na ADHD), nadwrażliwość słuchowa, trudności z odnalezieniem się w dużych grupach, niechęć do rysowania, kolorowania, pisania i wycinania.

Tyle tytułem wstępu, a teraz do rzeczy.

Benio - świeżo upieczony pięciolatek miał niedawno obowiązkowe w jego wieku badanie, którego celem było stwierdzenie, czy nadaje się do pójścia od sierpnia 2014 r. do pierwszej klasy (czyli jako 5 i pół latek). Ogólna tendencja w Berlinie to wysyłanie takich dzieci do szkoły, a tzw. Zurückstellung (czyli opcja pozostania w zerówce o rok dłużej) przyznawane jest niechętnie i trzeba o nie powalczyć (ponoć zależne jest to też od dzielnicy!).

My – rodzice, mając na uwadze deficyty w j. niemieckim, niechęć do rysowania i mega problemy z koncentracją, chcieliśmy za wszelką cenę, żeby został w zerówce, w związku z czym wybierając się na badanie zaopatrzyłam się w naprawdę solidne argumenty i cały arsenał świstków popierających pozostawienie go w zerówce.
Co więcej (trochę mi wstyd się przyznać) - na kilka tygodni przed badaniem zrezygnowałam nawet z naszych zwyczajowych ćwiczeń związanych z czytaniem, bo stwierdziłam, że na pewno nie zostawią go w zerówce, gdy zorientują się, że dzieciak zna wszystkie litery, mnóstwo sylab i potrafi przeczytać proste wyrazy.

Jakże się myliłam. Jaką ignorantką się okazałam!

Badanie wypadło fatalnie.
Benek nie zrobił większości zadań.
Z miejsca dostał pozwolenie na pozostanie w zerówce i dodatkowo skierowano go na ergoterapię (cel - poprawa koncentracji) i do logopedy (poprawa znajomości j. niemieckiego).
Mnie zaś dostało się po uszach i to nieźle, a głównie za to, że nie mówimy w domu po Niemiecku!!!

Pani doktor stwierdziła, że w porównaniu z rówieśnikami Benek ma duże braki (mea culpa, ćwiczeń manualnych faktycznie było za mało) i generalnie wyrządzamy mu ogromną krzywdę ograniczając się w domu do naszych języków ojczystych.

Masz babo placek. A raczej masz babo problem.
Metodyka, językoznawstwo i inne nauki, których nazw nie pamiętam sobie, a rzeczywistość sobie.
Pamiętam jak wbijano nam na studiach do łbów, że z dzieckiem zawsze rozmawiamy w j. ojczystym, bo inny model jest sztuczny i wprowadza zamieszanie uniemożliwiając dziecku zdobycie solidnej podstawy językowej, na której opierać się ma nauka kolejnego języka (tu niemieckiego).

Wracałam do domu jak w gorączce. Cała wizja wspaniałej trójjęzyczności zaczęła się sypać. Wszystkie teorie jakoś przybladły w obliczu oskarżeń, wyrzutów sumienia i poczucia winy. Powstrzymywałam się ze wszystkich sił, żeby nie poryczeć się przy młodym.
Załamana zaskypowałam do mamy, żeby jej się wyżalić, i dopiero ona wpadła na oczywisty pomysł, żeby zrobić z nim dokładnie te same ćwiczenia, ale po polsku.

Zrobiłam.

Młody wykonał je w tempie błyskawicznym i praktycznie bezbłędnie. Nawet poszerzony zakres ćwiczeń matematycznych (na badaniu było do 4, ja zrobiłam do 10) nie przysporzył mu żadnych problemów.

Potem podobne ćwiczenia zrobił z mężem po hiszpańsku.
I znów bezbłędnie i bardzo szybko. Zero problemów.

Fakt, zadania związane ze sprawnością manualną wypadły równie źle, bo Benek rzeczywiście ma z tym problem.

Wtedy trochę się uspokoiłam i zaczęłam szukać w internecie doświadczeń rodziców dzieci trójjęzycznych w analogicznej jak nasza sytuacji. Znalazłam bardzo niewiele (większość dotyczy dzieci dwujęzycznych, a to w tej sytuacji naprawdę inna bajka), ale to co do czego dotarłam potwierdziło nasze doświadczenia.

Najwyraźniej trójjęzycznośc postrzegana jest w Niemczech (!!!) przez większość (opieram się tu tylko na osobistych doświadczeniach i relacjach rodziców, do których dotarłam) lekarzy jako PROBLEM!

W UK i USA przykładowo jest (przynajmniej według informacji do których dotarłam) zupełnie inaczej.

W DE dzieci trójjęzyczne poddawane są identycznym testom, jakie wykonują dzieci JEDNOJĘZYCZNE.
Zastanawiam się, jak to możliwe. Nie wiem, jak wygląda i funkcjonuje to od strony fizjologicznej, ale umysł dziecka, które na co dzień styka się z 3 językami MUSI chyba wyglądać i funkcjonować inaczej! No bo jak może być taki sam jak u dziecka jednojęzycznego?

Od czasu badania minęło już kilka tygodni, a ja nadal to wszystko przerabiam.
Zastanawiam się, co zrobić, żeby był wilk syty i owca cała. Z jednej strony chcę pomóc mojemu dziecku i zależy mi na tym, żeby nie miał problemów kulturowo – tożsamościowo –językowych. Z drugiej str. nie wyobrażam sobie przerzucenia się – zgodnie z zaleceniami tutejszych lekarzy – na niemiecki.

W ramach tymczasowego rozwiązania wprowadziłam coś na wzór lekcji niemieckiego. Na co dzień rozmawiamy po polsku, a raz dziennie (ok pół godziny) to nasz czas na niemiecki. Poszerzamy słownictwo nazywając przedmioty, oglądając książki etc. Na razie nie ma sprzeciwu i jakoś to funkcjonuje. Zobaczymy jak będzie dalej.

Czy ktoś z Was ma doświadczenia związane z rozwojem dziecka trójjęzycznego? A może znacie kogoś, kto zna kogoś, kto zna kogoś….:)
Dajcie znać…

Pozdr. Ola

19 komentarzy:

  1. przeczytałam do końca i już wiem, że teoria sobie, życie sobie...lekarze różne rzeczy gadają, mi też, a Ty i tak najlepiej znasz swoje dziecko! a swoją drogą to ciekawe, że na tylu obcokrajowców, których mają Niemcy, nikt nie wpadł na pomysł, zeby skonstruować inne testy dla dzieci wielojęzycznych? ja jestem w tej większości i zazdraszczam trójjęzyczności:) hihi nawet zrymowałam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak kochana zgadzam się, że to ja najlepiej znam włssne dziecko, ale z drugiej str. boję się trochę, że zaślepiona miłością [(:)] coś tam kiedyśtam mogłabym przeoczyć...

      Usuń
  2. Olu, na pewno Twoja intuicja dobrze Ci podpowiada, żeby mówić do dzieci wyłącznie w języku ojczystym. Ja też jestem przekonana, że to jedyna słuszna droga... Myślę, że lekcje niemieckiego w domu mogą przynieść sukces, jeśli nadal uda Ci się je utrzymać w charakterze zabawy. Może uda Ci się dodatkowo chodzić z Beniem na jakieś zajęcia dodatkowe, np. ruchowe, które będą się odbywały po niemiecku? Np. sport albo pływanie. Trzymam kciuki i nie daj się tym, którzy nie mają osobistego doświadczenia z dwu- lub trójjęzycznością. Pozdrawiam zza płota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za dobre słowo sąsiadko! Staramy się jakoś to ogarnąć, ale czasem człowiek musi pożalić się. Dobrze, że są ludzie, którzy to rozumieją :)

      Usuń
  3. Olu Kochana!
    Wiesz, że robisz dobrze. Potwierdzasz tylko paranoję, w której często znajdująs się rodzice dzieci trójjęzycznych. Z dwujęzycznymi jest to samo!! Mimo teorii i mądrości ciągle w wielu krajach nakazują mowić w języku kraju przyjmującego . NAjczęściej zdarza się to we Włoszech, Francji. W Niemczech jak widać też. U nas w przedszkolu tez nakazywali mowic po niemiecku...!!! Ale cóż! Ja nie znam na tyle niemieckiego by im zrobic fachowy wykład! więc uśmiecham się i po polsku... robię swoje. TY TEŻ tak rób i nie daj zachwiać w sobie pewności, poczucia własnej wartości!!!
    Absurdalnie wyszlo dobrze - bo Beniek będzie miał czas na niemiecki jeszcze rok. Tak to traktuj a ignorancję niemieckich urzędników i nauczycieli opisuj na blogu (po polsku oczywiscie)
    Ciesze się niezmiernie z umiejętności Benka w językach ojczystych/macierzystych!!! Możecie byc z siebie dumni!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Robicie wszystko tak, jak we wzorniku!!!!! A nawet i lepiej!!!!!
    Jesteście WSPANIALI!!!!!
    Tak bym chciała WAS spotkać i usłyszec chłopców, porozmawiac z nimi....
    A niemiecki....dystansuj sie;-) i tak będzie przeważał, jak zostaniecie TAM.
    To co, postraszyłaś, nie przeprowadzać sie??? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee tam, ee tam, przeprowadzaj się, będę Cię miała bliżej i może wreszcie uda nam się spotkać :) W sumie - i tu znowu zasługa mojej mamy, która wciąż coś mi uświadamia - to po co się tak wściekać. Dzięki skierowaniu na ERGO i LOGO Benek ma ZA DARMO dodatkowe - prywatne lekcje niemieckiego z nativami. Więc tak czy siak wychodzimy na plus:) Wczoraj Elu tylko tak mnie napadł zły nastój i musiałam się wyżalić. Dziś jest już jednak nowy dzień i wszystko wygląda lepiej:)

      Usuń
    2. tak!! bo jest dobrze!!!!
      ale żale potrzebne, bo wiemy jak jest i czego sie mozemy spodziewac!!

      Usuń
  4. Witaj!
    To ja musze napisac, ze dobrze, ze dopadl Cie wczoraj taki dzien i "uzalanie sie" - ja posta przeczytalam calym tchem. Jestem gdzies na samym poczatku przygody z trzema jezykami dla coreczki (ktorej narazie pomimo terminu 23.grudnia jakos wcale sie nie speszy na ten swiatek) - mieszkam tak jak wy Niemczech, na samym poludniu z mezem Hiszpanem :-) I jak sama wiesz, trudno spotkac i przeczytac "wiecej" na temat wychowania w trzyjezykowosci/trzykulturowosci. Ja podpisuje sie kompletnie pod wypowiedzia Elzbiety - swieta racja. Wzielam udzial w wykladzie na ten temat i wiem i dostalam potwierdzenie od lekarzy i logopedki, ze Niemcy jako kraj co do tego tematu i testow sa niestety jeszcze na "burym koncu" - co jest troche sprzeczne z iloscia migrantow i ludzi z innych kultur w tym kraju. Tylko miec nadzieje, ze kolejny Nowy Roczek przyniesie w tym kierunku jakies zmiany, a nawet jak nie, to Ty i Twoja rodzina nie dajcie sie!!! Wszystko bedzie dobrze.
    P.S. Jesli odezwa sie jacys ludzie, rodziny, zanjdziesz wiecej przykladow z zycia codziennego, to ja jestem tego tematu prze-ciekawa. Dziekuje z gory za dzielenie sie tym w sieci.

    Pozdrowienia z nad jeziora bodenskiego!
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyś, ależ się cieszę, że się odezwałaś! Ktoś z identyczną sytuacją jak my! Nareszcie! Skoro jest zainteresowanie, to będę się chętnie dzielić moimi doświadczeniami i czekam też na Twoje! Póki co życzę Ci wszystkiego naj naj! I dla maleńkiej też! Może urodzi się 24ego? Będzie nas wtedy łączyło jeszcze więcej, bo nasz Marcel (Marcelo dla mojego męża :)) właśnie 24.12 skończy dwa latka! Pozdrawiam Ci baaaaadzo serdecznie!
      Ola (Olita dla hiszpańskojęzycznej części familii):)

      Usuń
  5. Olu!! Pisz!! Pisz!!! I Wiesz, że potrzeba!

    OdpowiedzUsuń
  6. Olu, ja jestem dopiero na poczatku naszej trojjezycznej przygody, ale juz w zlobku zauwazylam ten brak zrozumienia wielojezycznych dzieci. Polecam blog Eowyn Crisfield, bylam na jej wykladzie i mowila takze, o tym wlasnie, ze w niektorych krajach - miedzy innymi w Niemczech, kompletnie ignoruje sie to, ze dzieci wielojezyczne rozwijaja sie troche inaczej.
    To dwa wpisy , ktore moze cie zainteresuja - jeden zn 21.01.2013, o tym ze rezygnajca z jednego z jezykow nie jest dobrym wyjsciem : http://onraisingbilingualchildren.com/2013/01/ oraz drugi http://onraisingbilingualchildren.com/2012/10/ o tym jak bronic swojej decyzji o wielojezycznosci przed takimi, ktorzy wiedza "lepiej". Nie daj sie zdezorientowac. Robicie wszystko wlasciwie, nasze dzieci potrzebuja tylko wiecej czasu.

    http://onraisingbilingualchildren.com/2012/10/

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Olu!!!
    Tylko taki krotki odzew z mojej strony co do daty urodzin corci i naszych "podobienstw" :-)
    Alicja urodzila sie dokladnie w Wigilie po poludniu i byla pierwszym "Christkind" w klinice Friedrichshafen...COz za przypadek ,co??? Odrazu pomyslalam o Tobie/Was, ale neistety dopiero teraz sie zebralam, zeby sie pochwalic i poinformowac i Wszystkeigo Naj w Nowym Roku pozyczyc!!! Ciesze sie na nasza trojezyczna przygode i wymiane z ludzmi takimi jak Ty w sieci. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Niesamowite!!!!!!Aż mnie ciarki przeszły...Wiesz, ja będąc w początkowej fazie ciąży z Marcelem byłam przekonana, że będzie to dziewczynka i zgadnij jakie imię wybraliśmy?! - ALICJA!!!! Teraz Ciebie muszą przechodzić ciarki :))) GRATULUJĘ Wam z całego serca Waszego maleńkiego szczęścia:)))) Trzymajcie się ciepło i odzywaj się od czasu do czasu:) Besos, Ola.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ola, i my jestesmy trzyjezyczni w tej samej konstelacji :) Tata Kolumbijczyk, mama Polka i mieszkamy w Oldenburgu. I tez dwoch chlopakow, coz za zrzadzenie losu. Tylko jeszcze mniejsi, Ignas, prawie 2,5 i Antos 9 miesiecy. Juz ciekawa jestem Twoich wszystkich postow, bo wlasnie linka przeslala mi Justyna :) Pozdrawiam serdecznie i czekam na wiecej w tym temacie :) Ada

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć Ada, miło mi bardzo, że wpadłaś! Cieszę się, że jest więcej takich miszańców jak my! Więcej postów będzie się - mam nadzieję - pojawiać:) Zerknij na mojego wczorajszego posta - po długich miesiącach przygnębiających doświadczeń wreszcie widać jakieś światełko!!! Tryzmajcie się cieplutko! Masz swojego bloga? Jakie są Wasze doświadczenie z trójjęzycznością? Też mówicie w domu po PL i ES? Un abrazo al distancia, Ola.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cześć Olu, dziękuję za posta o trójjęzyczności. Mamy 9- miesięcznego synka, ja Polka - mówię do małego po polsku, tata Bask - po hiszpańsku, w żłobku będzie miał baskijski. Aż się boję jak to będzie, cała rodzina się cieszy jaka to wspaniała okazja, trzy w jednym, jaki mały inteligentny będzie. A ja czuje, że nie będzie tak różowo i szukam by uczyć się jak postępować poznając doświadczeń innych mam. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też Cię pozdrawiam! I trzymaj się, wszystko się poukłada :) Ja w trójjęzyczności widzę jednak więcej zalet, mimo, że czasem odechciewa się wszystkiego, a otoczenie czasami (!) rzuca pod nogi kłody. Ale tak sobie czytam tego mojego posta dzisiaj i powiem Ci, że w tak krótkim czasie bardzo dużo się zmieniło. Niemiecki u obu chłopców znacznie się poprawił! Więc trójjęzyczność JEST możliwa :)) Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  12. Zdecydowanie trójjęzyczność przyda się dziecku w przyszłości. Osobiście dostrzegałbym w postawie niemieckiego aparatu oświatowego zwykły szowinizm, echa pełnego buty podejścia niemieckich panów (starannie maskowanego pokojową retoryką... ale dość o polityce). Możliwe opóźnienia w rozwoju językowym dziecka są udokumentowane, tak jak i fakt, że na koniec procesu rozwoju summa summarum wszystkie oźnienia zostają nadrobione, a młody człowiek dysponuje zasobem słownictwa i rozumieniem międzyjęzykowym na poziomie wyższym niż jego rówieśnicy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń