Tak. Nie oszukujmy się. Wesoło nie będzie.
Jestem smutna. Jest mi przykro. Chce mi się płakać.
Żołądek kurczy się w aż nadto znany mi sposób.
Benio znów wylądował w szpitalu z Grand Mal.
Jest mi smutno choć przeczytałam tyle książek o pozytywnym myśleniu.
Choć aktywnie oduczam swój mózg od czarnowidztwa.
Nie zmieni tego dodająca otuchy rodzina.
Ani przyjaciele, sąsiedzi i znajomi.
Ani wiara w anioły, Boga, siłę wyższą, wszechświat i łączącą nas wszystkich energię.
Nic nie zmieni faktu, że jest mi po prostu smutno. I przykro. Tak po prostu.
Czy na smutek, a w zasadzie na ten konkretny rodzaj smutku, jaki dziś odczuwam jest lekarstwo?
Jakaś część mnie tak bardzo pragnęłaby, żeby istniała jakaś magiczna formuła, dzięki której ten straszliwy ścisk żołądka dałoby się wyłączyć. Żeby to wszystko nie bolało aż tak bardzo. Albo najlepiej, żeby od razu wyłączyć wszystko hurtem. Ten skurcz żołądka. Te obrazy z dzisiejszego poranka. Te myśli, które snują najstraszniejsze scenariusze. To obezwładniające poczucie bezradności i bezsilności.
Z drugiej jednak strony wiem, że nawet, gdybym mogła wyłączyć odczuwanie tego wszystkiego, to przecież nie zmieni to faktów. Z magiczną formułą czy bez – Benio jest w szpitalu i koniec.
Jedna z moich przyjaciółek twierdzi, że uczuciom trzeba pozwolić zaistnieć. Że trzeba je po prostu przeżyć. Pozwolić, żeby były. Żeby przez nas przepłynęły.
Tłumić ich nie ma ponoć sensu, bo prędzej czy później zawsze wrócą lub wybuchną ze zdwojoną siłą. Albo nie wybuchną, a zamiast tego, dosłownie, zaczną zżerać nas od środka po kawałku.
Więc postanowiłam ich nie tłumić. Tylko próbuję je przeżyć. Nazwać. Wyrazić. Nie wiem, jak zrobić to inaczej niż pisząc. Próbowałam ze sobą rozmawiać, ale efekt „odczuwał się” idiotycznie. No więc piszę. Po prostu piszę. Odgrzebałam bloga, bo na komputerze jakoś łatwiej niż na papierze.
Piszę. Piszę o moim smutku i braku nadziei.
Piszę.
Bez nadziei na oszałamiający hokus - pokus.
Piszę, bo pisanie zawsze przychodziło mi tak łatwo.
Może to moje pisanie będzie kanałem dla dzisiejszego smutku.
Może okaże się moim prywatnym czary-mary.